No, a tu próba przywyknięcia i odnalezienia się w codzienności.
Takie trochę inne spojrzenie. Napadło mnie wczoraj.
No co ja mam zrobić, że mam duszę poety i aktorki? To co, że dla niektórych spalonego teatru i spalonego słowa?
Kocham słowa i nienawidzę. Są tylko, nie do końca wyraźnym odbiciem wewnętrznego życia. Prawdziwe życie toczy się głęboko i tętni upierdliwie….
” Byle jaka strategia”
Nauczyłam się żyć tępo i na umór.
Nie zwiedzam już myśli głęboko ukrytych.
Po gładkiej tafli sunę się byle do przodu,
byle do nocy,
byle do rana,
tygodnia,
miesiąca,
bez końca
jest tylko jedna myśl
nienazwana
jak warkot w głowie
nie daje spokoju
jak twór w najskrajniejszej jaźni
trwa bezwiednie
chwilami całkiem rzednie
……………………………………..
To nic.
Byle iść na wskroś,
byle nie zahaczać o strome brzegi,
nie odczuwać litości ani trwogi,
byle nie myśleć,
byle nie istnieć.
Trwać złudzeniem
we własnym niebycie funkcji.
Eh..,szkoda słów…… poezja gorsza niż choroba. Trwa całe życie. Ujawniła się w wieku dojrzewania i trwa do dziś.